piątek, 19 maja 2017

Jak książę zakochał się w Demonicy- Nesta

Jak książę zakochał się w Demonicy
Opowiadanie do konkursu Jelonki z Samequizy, będące fanfiction jednej z jej serii "Książę piekielnych odchłani"
(Akcja dzieje się pomiędzy przemienieniem Raven w demona, a tym „3 lata później” czyli częścią drugą)
Książę siedział niespokojnie na swoim tronie i stukał rytmicznie palcem o podparcie.
Spóźnia się- pomyślał przeczesując swoje czarne, lśniące włosy –Ktoś w końcu straci głowę
Czekał dalej na spóźniającą się blondynkę, a kiedy miał już wołać straż, żeby po nią posłać, drzwi otworzyły się z hukiem, a mocny wiatr wtargnął do sali
-Jestem! –zawołała dysząc ze zmęczenia.
Pewnie biegła.
Dziewczyna podbiegła szybko do tronu, po czym uklękła przed władcą, nisko chyląc czoło. Nowo przybyła widziała minę księcia, kiedy wchodziła, dlatego nawet nie marnowała czasu na tłumaczenia, a od czasu do czasu otwierała usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale za każdym razem zamykała je i mocno zaciskała powieki, czekając na uderzenie.
Ona naprawdę się bała. Jego.
Azazel widząc nerwowe podrygiwanie Raven przy każdym jego ruchu, zacisnął mocno zęby i postarał się uspokoić, aby jeszcze bardziej nie przestraszyć dziewczyny. Machnął jedynie na nią ręką, pokazując, że może udać się na miejsce, gdzie stali strażnicy.
 Kobieta odetchnęła głośno, po czym odwróciła się w drugą stronę. Kiedy oddalała się na swoje miejsce kołysząc biodrami, jej sprężyste, złote włosy podskakiwały radośnie, a delikatne dłonie ciągnęły za końcówki.
Oczywiście książę w ogóle nie gapił się na nią jak reszta sali.

Po skończeniu narady książę chciał zatrzymać dziewczynę, aby pobyć z nią chwilę dłużej i posłuchać głosu, który nie zgadza się z nim przy każdej okazji jak to robili staruchy z rady.
Zawsze książę to, książę tamto! No oszaleć można!
Ale jej już nie było.
-Gdzie Raven? –zapytał najbliższego siebie strażnika
-wyszła… -powiedział tamten, a odór strachu, który się z niego wydobywał można by było ciąć kosą. Dobrą, kobiecą kosą, należącą do pewnej demonicy.
-każ jej tu przyjść! –zawołał zdenerwowany władca
-ale panie… -mężczyzna już omal zwijał się w kłębek
-czego!
-Ona jest…  innym przemienionym… -wskazał jedno z okien za tronem
Zaskoczony książę odwrócił się i podszedł pośpiesznym krokiem do celu, po czym wychylił się nieznacznie.
Niżej, na rozległym placu szła dwójka demonów, trzymając się za ręce i śmiejąc się z czegoś co powiedziało jedno z nich.
A więc to dlatego się spóźniła! –książę nie mógł opanować swojego gniewu, przez co trzymany przez niego parapet złamał się w pół.
Jak ona śmiała! –trząsł się z wściekłości- Wybrać jakiegoś śmiecia zamiast mnie! MNIE! Księcia demonów i przyszłego króla piekła! Jak ona śmiała!
Azazel zamienił się w kruka i wyleciał przez okno, ale zanim to zrobił wydziobał oko strażnikowi, który dopiero teraz uznał za stosowne powiadomić o związku JEGO przemienionej.
Leciał za nimi dopóki demony nie rozdzieliły się i każde poszło w swoją stronę. Dla pewności śledził jeszcze Raven, czy aby na pewno nie zmieni zdania i postanowi iść do mieszkania drugiego przemienionego, a wtedy odciągałby ją siłą.
 W drodze powrotnej do zamku  książę był tak nieprzytomny ze złości, że nawet nie zauważył okna w swojej sypialni i robił je w drobny mak, wpadając do środka.
 Przez cały wieczór myślał jak przekonać kobietę do zmiany zdania, a wiedział, że nie będzie to łatwe, ponieważ upór Raven dorównywał nawet jego uporowi, a siły nie wypadało mu użyć w przypadku kobiety. Ale wobec tego drugiego…
Jeszcze tej samej nocy Azazel opuścił swoją komnatę i udał się do mieszkania jej kochanka. Było małe, śmierdziało i w niczym nie dorównywało jego pałacowi. Kolejny powód dlaczego warto było pozbyć się tego kolesia.
Książę całą noc torturował przemienionego, aby zdecydował się zostawić kobietę,  wyjechać stąd daleko, a nie ominie go sowita nagroda. Lecz tamten nie dał się przekonać przez co umarł w męczarniach.
Raven szybko dowiedziała się o śmierci ukochanego i przez kilka dni była obrazem męczennicy, ale Azazel pragnąc by powróciła jego stara, złośliwa Raven, zagroził dziewczynie usunięciem ze stanowiska. W tym wypadku pozbierała się szybko, ale nadal nie wyrzuciła naszyjnika otrzymanego od tamtego bękarta.
Ale książę już miał plan, który wystarczyło tylko wdrążyć w życie, aby kobieta uległa jego wdziękowi i seksapilowi.
Był to trudny plan o bardzo długim czasie wykonania, ale któż inny by sobie poradził jak nie książę!
On wiedział, że pewnego dnia, Raven będzie jego, a on będzie mógł nazwać ją swoją królową.
I będą żyli długo i szczęśliwie z chordą małych Azazelków, które omal nie rozniosą piekła.
Koniec.

*Nesta

piątek, 18 listopada 2016

Zaklęta #1

2 lata później

   Siedziałam w swojej chatce w lesie i cieszyłam się spokojem. Puszek (mój czarny, długowieczny kocur) leżał na krześle obok kominka i głośno chrapał, kiedy ja chodziłam od półki do półki, układając swoje fiolki z truciznami według kolejności alfabetycznej.
Wiosna - Czas porządków starych, zapyziałych chat wiedźm.
Zmiotłam ostatnie kurze z kredensu i zmęczona usiadłam na wielkim, bujanym fotelu.
-chyba w końcu będę musiała się nauczyć tych zaklęć na grawitację, bo nie wytrzymam kolejnej wiosny -wrzasnęłam po czym zdmuchnęłam kosmyk włosów z twarzy, patrząc na grubego kota lekko oszołomionego moim wybuchem złości.
-Puszek, no chodź do pani! -zawołałam radośnie zachęcając kocura do podejścia -no pociesz swoją panią.
Ale on tylko na mnie fuknął i ponownie położył się spać.
Czy ja już kiedyś wspominałam o tym, że go wypcham? Tak? No to powiem to jeszcze raz!
Kiedyś wypcham tego leniwego pulpeta!
Jakby znając moje intencje, zwierzę nagle się obudziło i wybiegło z domku głośno miałcząc.
-no przecież żartowałam! -rzuciłam za oddalającym się kotem -no wracaj tu!
Podniosłam się z fotela i wyszłam na dwór aby poszukać szalonego sierściucha. Kiedy znalazłam się na zewnątrz przywitał mnie ciepły promień słońca. Na samą tę myśl skrzywiłam się i szybko ruszyłam w stronę cienia rzucanego przez drzewa. <Jak ja nie lubię słońcaaaa!>
Był już kwiecień, więc gałęzie dawno już wypuściły pierwsze liście ale teraz dopiero zaczynały się pojawiać małe, różowiutkie kwiatuszki. Też ich nie lubię. Przemykałam przez  przerzedzony las aż z niewielkiej odległości zobaczyłam polanę. Pomyślałam, że pewnie pomyliłam kierunek, w którym poszedł kot, więc kiedy już miałam się odwrócić i ponownie zniknąć za zaroślami usłyszałam ciche miałczenie kilkanaście metrów ode mnie.
Z frustracja wypisaną na twarzy ruszyłam do przodu wymyślając tysiące sposobów na ukaranie kota przez którego musiałam wyjść ze swojej brzydkiej, ciemnej i stęchłej chatki.
-ty mały... durny... -zaczęłam wyklinać zwierzę ale przerwał mi niski głos jakiegoś mężczyzny
-Witaj, Mały
Nie myśląc wiele schowałam się za najbliższym drzewem i bacznie przyglądałam się sytuacji. Co prawda znalazłam mojego kota ale w tamtym momencie w ogóle mnie nie obchodził los tego kocura, cała moja uwaga skupiła się na mężczyźnie, który trzymał go w ramionach. Był wysoki, umięśniony, ale bez przesady, jego niebieskie jak niebo oczy wydawały się jakby przewiercały na wylot cały las. On świecił. Dosłownie.
Ubrany był w brązowe spodnie spięte pod kolanami, długą białą koszulę i skórzaną kamizelkę, na nogach miał założone wysokie, ciemne buty. Głaszcząc kota delikatnie po głowie przyglądał się lasu, aż zatrzymał wzrok na miejscu gdzie się ukrywałam. Pośpiesznie schowałam się za grubym konarem, przyciskając swoje plecy do twardego pnia.
-idź -powiedział cicho mężczyzna jakby ta rozmowa miała dotyczyć jego i jakiegoś niewidzialnego człowieka. D
Delikatnie opuścił kota na ziemię i odwrócił się by wrócić stamtąd skąd przybył.
Kot po chwili znajdował się obok mnie i ocierał się o moje stopy.

piątek, 11 listopada 2016

"Zaklęta" Prolog

                                                         Prolog

   Siedziałam w swojej chatce w głębi lasu przeglądając obraz w  zaczarowanym lusterku i stukając palcem o drewniany blat. Kiedy usłyszałam jakiś kobiecy śmiech dobiegający z zewnątrz. Zamiast otworzyć drzwi i spojrzeć kto śmie tak hałasować w MOIM lesie zanurzyłam palec w tafli lustra i po chwili mogłam cieszyć się obrazem pary zaburzającej mój spokój.
   Najpierw ujrzałam dziewczynę uciekającą ze śmiechem przed jakąś postacią zmierzającą za nią. Miała długie blond włosy, zapinane z tyłu głowy i szare oczy, całkiem zwyczajne w porównaniu do moich. Ubrana była w długą różową suknię z wielkim wcięciem przy biuście (FUUJ!), która od czasu do czasu przyczepiała się o wyrastające korzenie drzew.
-jak w czymś takim można chodzić po lesie? -zapytałam samą siebie krzywiąc twarz na myśl ile będzie potrzeba czasu na wycerowanie i wypranie tych obrań -to jest takie... niewygodne...
 Mężczyzna za nią był pięknym, młodym i szczególnie pięknym młodzieńcem o szerokich ramionach, rozczochranych czarnych włosach i zielonych oczach, że aż szkoda by było go zamieniać w ropuchę!
Po chwili kiedy złapał ją w swoim żelaznym uścisku, zaczął całować jej ramiona, kiedy ona odwróciła się w jego stronę, prowadząc jego ręce pod ten skrawek materiału oplatający jej piersi.
-co za rozwiązła dziewczyna -westchnęłam- chyba powinniśmy ją jakoś ukarać, co uważasz Puszku? -spojrzałam na krzesło obok kominka gdzie brzydki, czarny kocur niszczył moje nowe poduszki (a matka mówiła, że koty to niewdzięczne stworzenia!) nie zwracając na karcący ton w moim głosie (kiedyś tego kota wypcham...). Złapałam za małą fiolkę i otwarłam jej zawartość, trzymając nos w ochronie przed straszliwym smrodem. Powoli wlewałam ją do tafli lustra, mówiąc zaklęcie:

-ty, która szczęście chce odnaleźć w miłości,
ukochany cię zdradzi nie mając  litości,
a wtedy sen cię strawi na całe wieczności,
dopóki tamten nie zatraci się w starości,
Bo ty chciałaś poznać tego uczucia słabości!

Zielony dym uniósł się znad tafli lustra i wsiąknął we mnie, powodując lekki zawrót głowy.
-czyżbym rzuciła za mocną klątwę? -pomyślałam ale zaraz potem odrzuciłam ten pomysł i spojrzałam ponownie na parę cieszącą się swoimi ostatnimi chwilami.
 
 
Na tym blogu będę publikowała swoje prace i mam nadzieję, że jednak ktoś będzie nimi zainteresowany! :) byziaczki i wgl. xD